Rozpoczęła się prezydencja Polski w Radzie Unii Europejskiej. To czas wyjątkowych szans dla naszego kraju, który zdarza się raz na kilkanaście lat. Niestety wygląda na to, że będzie to czas bierności i braku polskich inicjatyw.

O szansach i projektach, które zarzucił obecny polski rząd w przededniu polskiej prezydencji mówili podczas konferencji były premier Mateusz Morawiecki, a także Szymon Szynkowski vel Sęk, były minister ds. Unii Europejskiej i Piotr Muller, poseł do Parlamentu Europejskiego.

Jak wskazywał Mateusz Morawiecki, Polska jest obecnie na drodze do tego, by zmarnotrawić szanse, jakie daje nam unijna prezydencja. Podobnie jak w 2011 roku:

Polska prezydencja będzie odbywać się de facto pod kierunkiem Brukseli. To polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej ale realizowana pod dyktando Komisji Europejskiej. Tym samym szansa, która zdarza się raz na czternaście lat, nie zostanie wykorzystana. W roku 2011 poprzednia taka szansa została zaprzepaszczona przez ówczesny „reset z Rosją”. Teraz Polska mogłaby wyznaczać agendę Rady Unii Europejskiej i Rady Europejskiej. Niestety polski rząd z tego zrezygnował.

Były polski premier pytał przy tym, dlaczego zaniechano niezwykle ważnych strategicznie inicjatyw:

Dlaczego polski rząd zrezygnował ze szczytu Trójmorza, wyrzucając tę inicjatywę z agendy Rady Unii Europejskiej? Dlaczego zrezygnowano z zaproszenia Donalda Trumpa i budowania silnych relacji transatlantyckich? Przecież mówimy tu o Trójmorzu, obszarze kluczowym dla polskiego i europejskiego bezpieczeństwa. Dlaczego zrezygnowano ze szczytu UE-USA?

Szymon Szynkowski vel. Sęk zauważał, jak istotne znaczenie dla Polski i całej Unii ma zwłaszcza budowanie relacji transatlantyckich:

Polska prezydencja w Radzie UE rozpoczyna się w czasie szczególnych szans i wyzwań. Tych, przed którymi stoi Europa, ale także globalnych. Ta prezydencja zaczyna się w momencie, gdy swoją kadencję inauguruje nowy prezydent USA. W czasie, w którym należałoby poddawać Komisji Europejskiej impulsy do działania i koncepcje zbieżne z polskimi interesami, rząd pokazuje bierność. Obecnie mamy do czynienia także z idealnym czasem do budowania więzi transatlantyckich. Ten czas musimy wykorzystać, a nie go przespać.

Mateusz Morawiecki zaznaczał, że rezygnacja z unijno-amerykańskiego szczytu to także marnowanie efektów ciężkiej pracy całego kraju z ostatnich lat:

Po uszczelnieniu systemu finansowego, które miało miejsce przez lata poprzednich rządów, Polska jest gotowa na wzrost wydatków na obronność. Przekazaliśmy naszym następcom bardzo stabilny i silny budżet. Polska jako jedyna w NATO mogłaby zrealizować pułap wydatków 5 proc. PKB na obronność. Wzmacniając tym samym swoje bezpieczeństwo i relacje międzynarodowe z kluczowymi partnerami. Gdzie tym samym jest unijno-amerykański szczyt, który zaplanowaliśmy z panem prezydentem Andrzejem Dudą? Dlaczego inicjatywa tak ważna dla Polski i całego kontynentu została zarzucona?

Szymon Szynkowski vel. Sęk mówił o tym, że temat bezpieczeństwa jest w ogólne traktowany przez obecną władzę po macoszemu:

W kwestii budowania polskiego bezpieczeństwa mamy do czynienia z rozdźwiękiem deklaracji z realnymi działaniami. Obecny rząd dużo mówi o tej kwestii, ale same słowa nie wystarczą. Teraz premier Tusk nakłada szaty obrońcy granic i realizatora twardej polityki migracyjnej, gdy jeszcze niedawno krytykował pomysł powstania muru na granicy polsko-białoruskiej. W warstwie deklaracji mamy górnolotne słowa, ale w warstwie czynów nic się nie zmienia. Rząd nie wycofał się przecież z paktu migracyjnego. Mamy do czynienia biernością, tak jak w kwestii szczytów, które mogłyby się odbyć w czasie polskiej prezydencji, ale najpewniej się nie odbędą. Niestety może nas czekać prezydencja po prostu szkodliwa dla Polski.

Piotr Muller analizował kluczowe kwestie legislacyjne, które powinny stać się przedmiotem zainteresowania polskich polityków w czasie rozpoczętej prezydencji:

Polska prezydencja to pół roku szansy na to, by zmienić najważniejsze akty prawne w Unii Europejskiej. Parlament Europejski jest gotowy na to, by sprawnie procedować ważne inicjatywy. W czasie polskiej prezydencji należałoby walczyć o zmianę przepisów kluczowych dla bezpieczeństwa, ale także stabilności społeczno-gospodarczej Starego Kontynentu.

Wskazywał następujące cele, jakie powinien dziś stawiać sobie polski rząd:

Po pierwsze, należy zadbać o poważną reformę, a de facto wycofanie się z systemu ETS i Zielonego Ładu. Po drugie, należy wycofać się z paktu migracyjnego. Po trzecie, powinna zostać zatrzymana umowa Unia Europejska-Mercosur. To są kwestie niezwykle ważne i powinny zostać zrealizowane natychmiast. Właśnie za to należy rozliczać tę prezydencję.

Mateusz Morawiecki wspominał o możliwości zorganizowania nieformalnego unijnego szczytu, z której to możliwości nie chce korzystać rząd:

Każde państwo pełniące prezydencję w Radzie UE ma możliwość zorganizowania tak zwanego nieformalnego szczytu. Może na ten szczyt zaprosić liderów państw, prezydentów, premierów. Polska mogłaby kształtować agendę takiego szczytu. To tam premier Tusk mógłby zaproponować odejście od Zielonego Ładu, czy paktu migracyjnego. Tymczasem nie ma najmniejszej inicjatywy w tym względzie. Dlatego z całą stanowczością możemy dziś stwierdzić, że czeka nas prezydencja z siedzibą w Brukseli i centrum decyzyjnym w Komisji Europejskiej.

Szymon Szynkowski vel Sęk przywołał doświadczenia zagranicznych polityków wskazujące, że obawy o bierność Polski w czasie jej prezydencji to domena nie tylko naszej opozycji:

W grudniu wicepremier Ukrainy po spotkaniu z polskimi ministrami, w tym Adamem Szłapką i Radosławem Sikorskim, mówiła że nie usłyszała żadnych konkretów i jasnych planów dotyczących polskiej prezydencji. Co usłyszała? Że polska prezydencja będzie się opierać w znacznej mierze o agendę Komisji Europejskiej. Tym samym ukraińska wicepremier stwierdziła, że woli udać się do Komisji Europejskiej, by tam konsultować działania. Ten przykład potwierdza nasze obawy, że czeka nas de facto przywództwo Brukseli, nie Polski.

Jak zauważał Piotr Muller, bierna postawa Warszawy wobec Brukseli nie wróży niczego dobrego:

Przed Polską wielkie szanse, które powinna wykorzystać. Niestety wygląda na to, że premier Donald Tusk nie ma do tego specjalnej ochoty. Zamiast tego woli wrócić do swojego wygodnego gabinetu w Brukseli, do którego chyba się za nadto przyzwyczaił. Siedziba polskiej prezydencji umiejscowiona właśnie w Brukseli zamiast w Warszawie to fatalna informacja dla Polski.

Szymon Szynkowski vel Sęk zauważał, że dziś Polska potrzebuje merytorycznego podejścia do rozpoczętej prezydencji:

Proponujemy ściśle merytoryczne podejście do tematu polskiej prezydencji i rysujących się szans. Krytyka, która pada z naszej strony, ze strony opozycji, w tej materii, to nie krytyka natury politycznej. To krytyka odnosząca się do faktów, w tym przygotowań do prezydencji i jej pierwszych dni. Niestety dziś wiele wskazuje, że polska prezydencja będzie prezydencją odznaczającą się uległością wobec Komisji Europejskiej. Nam tymczasem zależy na tym, by to polskie przewodnictwo w Europie przyniosło wymierne korzyści.

Jak podsumowywał Mateusz Morawiecki:

Proponujemy stanowcze uzupełnienie agendy polskiej prezydencji o wskazane elementy. Szczyty Trójmorza, UE-USA i szczyt nieformalny organizowany przez nasz kraj. Polska ma ku temu stosowny budżet i warunki. Brak realizacji wskazanych punktów i zaniechanie działań, które budowałyby bezpieczeństwo naszej Ojczyzny, będzie świadczyć jednoznacznie o tym, że rząd polski działa pod dyktando kogoś innego.