Trudno jest zejść z właściwej ścieżki, zejść na manowce, a potem wrócić na dobrą drogę. Dlatego szkody, które dziś mają miejsce, będą w przyszłości trudne do zniwelowania. A szkody te dotyczą między innymi przedmiotów humanistycznych takich jak historia, budujących tożsamość. Ale te szkody dotyczą także nauki umiejętności technicznych. Ponad osiem lat temu, gdy PiS zaczynał rządy, zorientowaliśmy się, że zaplecze zawodowe w szkołach nie istniało albo było mocno ograniczone. Tym samym nauka techniki praktycznie nie istniała. Wiedza – nie. Umiejętności techniczne – nie. Więc czego w zasadzie chciałaby uczyć ekipa rządząca pozostająca u władzy przez 2015 rokiem i teraz?
Mówiąc o kwestiach nauki historii, jeżeli uczeń nie będzie znał swojej tożsamości, nie będzie znał tradycji, będzie wyjałowiony. Będzie niczym cięty kwiat w wazonie, który może i ładnie wygląda, ale co z tego, skoro nie ma korzenia i tym samym szybko uschnie?
Brak prac domowych to zagrożenie. Zagrożenie, które skutkuje ryzykiem braku wyćwiczenia odpowiednich umiejętności przez uczniów. Co nie przejdzie przez rękę, to nie wejdzie do głowy. To stara i oczywista prawda dotycząca szkoły. Spełnienie populistycznych zachcianek w zakresie prac domowych i braku ich egzekwowania to zła droga. Podobnie jak niewskazane jest zrezygnowanie z oceniania. Oceny nie mają na celu karcić dzieci albo być nagrodą. Mają być informacją dla rodzica i dla samego dziecka pokazującą, co potrafi, a czego nie. Tak samo prace domowe mają służyć nauce – nie karze.